Codziennie z polskich ulic i garaży giną 194 samochody. Średnio jedno auto co 7 minut! W ubiegłym roku ruszył w Polsce, oparty na nowoczesnej technologii, amerykański system radiowej lokalizacji i odzyskiwania skradzionych pojazdów - LoJack. Mimo niewielkiej, na razie, liczby "uzbrojonych" w te urządzenia pojazdów, tylko na odzyskaniu ośmiu samochodów towarzystwa ubezpieczeniowe zaoszczędziły 1 milion złotych! Czemu więc system do tej pory nie upowszechnił się tak, jakby na to zasługiwał?
W Polsce tylko w 1998 roku skradziono ponad 71 tys. samochodów, a tylko w pierwszej połowie ubiegłego roku odsetek kradzionych pojazdów zwiększył się o 19,1 procent. Średnia wykrywalność standardowymi metodami nie przekracza zaś 10 procent. Do tej pory nadzieje wiązano z wprowadzeniem nowych, trudnych do podrobienia dokumentów wozu. Jak się jednak okazało złodzieje nie trudzą się ich fałszowaniem. Wystarczy im włamanie do urzędu gminnego, by zdobyć potrzebne druki i pieczątki. Od wielu lat również producenci zabezpieczeń samochodowych prześcigają się w wymyślaniu skomplikowanych alarmów i blokad. Efekt jest taki, że wyposażony w śrubokręt wprawny złodziej potrzebuje ok. 7 sekund aby wedrzeć się nawet do dobrze zabezpieczonego samochodu....
Ubezpieczalniom nie zależy?
Na całym świecie, a system LoJack funkcjonuje w 21 krajach, kierowcy posiadający go na wyposażeniu, otrzymują ulgi w kosztach ubezpieczenia pojazdów, nawet ok. 30 procent. Niestety nie w Polsce. U nas system jest traktowany jako kolejne zabezpieczenie, za co przysługuje zniżka w opłacie autocasco, rzędu 3-6 procent. Stawki te są zmienne i łączone razem ze zniżkami, np. za bezszkodową jazdę. Jednak w przypadku towarzystwa ubezpieczeniowego Daewoo ulga wynosi 15 procent. A więc można! System LoJack posiada przyznaną przez PIMot standardową klasę skuteczności zabezpieczenia przed kradzieżą pojazdu samochodowego, a obecnie ubiega się o przyznanie klasy ekstra. Stale współpracuje z Motorolą, producentem nadajników radiowych, co ma zapewnić gwarancję niezawodności urządzeń. Wszystkie moduły LoJack, montowane w Polsce posiadają bezterminową gwarancję.
Każdy nabywca oczekuje, że za wydatek poniesiony z własnej kieszeni, będzie miał coś w zamian. Firmy ubezpieczeniowe zaś tłumaczą swoje małe zainteresowanie - niewielką liczbą samochodów wyposażonych w LoJacka. A może jest to po prostu wykręt? Przecież nie w liczbie samochodów leży problem, a wyposażeniu policyjnych radiowozów w specjalne komputery naprowadzające. A tu powodu do biadolenia nie ma. LoJack Polska wyposażył policyjne radiowozy w takie urządzenia za darmo. - Chyba rozwiążemy umowę z LoJackiem, ponieważ do tej pory nie mieliśmy ani jednego sygnału zgłoszeniowego o kradzieży samochodu - mówi Zdzisław Krakowski, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Kujawsko-Pomorskiem. - To, że nie było takich zgłoszeń, nie świadczy, że samochody z modułem naprowadzającym nie są chronione. Niedawno policja gdańska odzyskała auto skradzione pod Wrocławiem. Pojazd był ukryty w garażu, w którym ujawniono przy okazji pochodzący z przemytu alkohol i papierosy - replikuje Wojciech Kalinowski, dyrektor do spraw marketingu w warszawskiej centrali LoJack Polska.
- Myślę, że to niezły system, choć przyczyną, iż nie zyskał do tej pory dostatecznej popularności, była zapewne wysoka cena, jaką za zamontowanie i abonament tego urządzenia żądała firma, zaraz po swoim wejściu na polski rynek - twierdzi Marek Mikołajczak, jeden z dealerów samochodów marki Opel. Rzeczywiście ówczesna cena była zbyt wysoka, jak na kieszeń zwykłego kierowcy. - Od tego czasu polityka firmy uległa jednak zmianie - dodaje dyrektor Kalinowski. - Teraz montaż urządzenia to wydatek 1990 złotych. Zaś miesięczny abonament wynosi 79 zł. Przy opłacie za rok z góry przez dwa miesiące ochrona LoJackiem jest gratisowa (790 zł za rok), a przy opłacie równej 30-krotności miesięcznej opłaty otrzymuje się bezterminowy abonament. Wszystkie te ceny zawierają podatek VAT.
Wcześniej panowała opinia, że koszt założenia takiego systemu jest uzasadniony jedynie w przypadku montażu w drogich autach, których wartość wynosi ok. 100 tysięcy złotych. Teraz jednak stał się on bardziej dostępny. - Mamy chętnych na istalowanie urządzenia nawet do fiatów seicento. Wszystko zależy od tego, jaką wartość auto stanowi dla potencjalnego klienta. Są przecież wśród nich tacy, dla których samochód stanowi dorobek całego życia... - argumentuje W. Kalinowski. O ile można się wahać przed wysupłaniem z kieszeni prawie 2 tys. złotych w przypadku mniej wartościowych samochodów, to na pewno jest to niezbyt droga inwestycja dla fim przewozowych - nawet zważywszy, że koszt instalacji jest wyższy o 500 zł (netto). Urządzenie działa i jest wykorzystywane w samochodach ciężarowych. Nierzadko przecież zdarzają się kradzieże TIR-ów i to razem z wartościowym z towarem. LoJack może być w takim przypadku doskonałym zabezpieczeniem.
Sygnał z ukrycia
Sam moduł montowany jest w aucie tak, aby nawet jego właściciel nie wiedział gdzie się znajduje. Chodzi między innymi o bezpieczeństwo kierowcy. Nie jest więc możliwe zmuszenie właściciela do wskazania miejsca ukrycia elektronicznego elementu, w przypadku coraz częstszych napadów w biały dzień. Urządzenia nie można też zlokalizować przy pomocy skanerów, ponieważ do czasu zaalarmowania policji i centrali firmy, jest ono w uśpieniu - to znaczy nie wysyła żadnych impulsów radiowych. To, czym zasadniczo różni się od GPS-u, to nie tylko brak możliwości wykorzystania go także do nawigacji. Za pomocą LoJacka nie można zawiadomić stróżów prawa o napadzie. Poza tym opiera się on nie na łączności satelitarnej, ale radiowej. Fale emitowane i odbierane są przez sieć naziemnych stacji radiowych.
System służy jedynie do odzyskiwania skradzionych pojazdów. Auto nie jest przy tym w żaden sposób oznakowane o posiadaniu takiego zabezpieczenia. Ponieważ nie ma możliwości sprawdzenia, czy akurat w danym aucie jest zamontowany, złodzieje w USA (aby zabezpieczyć się przed "nakryciem") najpierw skradziony samochód odstawiają kilka przecznic dalej i obserwują, czy jego zniknięcie wzbudziło zainteresowanie policji. Jeżeli tak, to jest to dla nich sygnał, iż prawdopodobnie pojazd wyposażony jest w system i w takim przypadku porzucają go. Taka zasada działania pozwala nie tylko udaremnić samą kradzież, lecz również często złapać złodziei na gorącym uczynku. W amerykańskich miastach, w których wprowadzono LoJack'a zanotowano nawet poprawę bezpieczeństwa na ulicach.
Średni czas odzyskiwania skradzionego auta wynosi od 2 do 12 godzin. System może zostać dodatkowo usprawniony, a czas potrzeby na zlokalizowanie pojazdu znacznie skrócony. Na przykład w USA sygnał o kradzieży samochodu trafia do policyjnego helikoptera. Firma LoJack zaproponowała Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, że wyposaży policję w śmigłowiec, służący do patrolowania z powietrza. Nie doczekano się odpowiedzi na tę inicjatywę.
Jak to robią w Ameryce?
LoJack Corporation jest firmą, która w 1998 roku zajęła 16 miejsce na liście 200 najlepszych przedsiębiorstw w prestiżowym rankingu Forbes'a. System LoJack wprowadzony został po raz pierwszy 14 lat temu, w amerykańskim stanie Massachusetts, gdzie notowano najwyższy wskaźnik kradzieży aut. Rezultaty były widoczne już w pierwszym roku od uruchomienia. Tylko w 1992 r., w Bostonie liczba kradzionych rocznie aut zmniejszyła się o 42 procent, podczas gdy w tym samym czasie współczynnik ten na terenie innych stanów wrósł o 33 procent.
Wkrótce LoJack pojawił się także w Wielkiej Brytanii, Czechach, na Węgrzech, w Grecji, Rosji, Słowacji, Argentynie, Ekwadorze, Kolumbii, RPA itd. Piętnaście następnych państw otrzymało już licencję i przygotowuje się do jego wprowadzenia. Obecnie trwają prace nad jego integracją na obszarze wszystkich państw europejskich, w celu skoordynowania działań policji, tak by kradziony pojazd był możliwy do zlokalizowania nawet po opuszczeniu terytorium danego kraju.
Prostota działania
Zaletą systemu jest m.in. łatwość obsługi. Każdemu pojazdowi z ukrytym nadajnikiem przypisany jest indywidualny kod rozpoznawczy (VIN), zapisywany w bazie Centralnego Komputera Aktywacyjnego Pojazdów. Baza zawiera dane na temat rodzaju pojazdu, miejsca zainstalowania urządzenia, dane właściciela i mechanika odpowiedzialnego za instalację. Dzięki tym informacjom policja już w momencie zawiadomienia ma wszystkie dane na temat poszukiwanego samochodu. Na ekranach odbiorników, w ich radiowozach wyświetla się kierunek, z którego nadchodzi sygnał, zaś jego jego siła informuje o odległości.
Kiedy właściciel pojazdu odkryje zaginięcie pojazdu, zawiadamia o tym fakcie operatora Centrum Operacyjnego LoJack, podając mu swój numer VIN, służący do potwierdzenia tożsamości zgłaszającego. Centrum Operacyjne radiowym sygnałem emitowanym przez Stacje Nadawcze uaktywnia moduł znajdujący się w zaginionym pojeździe. Ten natychmiast rozpoczyna wysyłanie krótkich impulsów identyfikacyjnych. Co ważne, sygnał jest praktycznie niemożliwy do zagłuszenia i przenika przez różnego rodzaju przeszkody. Identyfikacyjne sygnały docierają do centrum i policji także wtedy gdy skradzione auta przewożone są w kontenerach lub ukryte w blaszanych lub podziemnych garażach. Samochód jest możliwy do zidentyfikowania, nawet wówczas, gdy ma przemalowane nadwozie, lub zmienione tablice rejestracyjne, czy nawet nowe dokumenty.
LoJack pozwala też nie tylko na szybką, ale również dyskretną i bezpieczną interwencję, bez narażania zdrowia i życia kierowcy oraz policjantów.
Źródło: trucks.com.pl