Firma Lojack Polska pozwała do sądu Komendę Główną Policji. Wnosi o tzw. nakazanie złożenia oświadczenia woli, czyli respektowanie wcześniej zawartych umów. Policja twierdzi, że czeka na opinię Urzędu Zamówień Publicznych.
Robert Gadzinowski z dyrekcji firmy Lojack Polska twierdzi, że 14 komend wojewódzkich zawarło z jego firmą umowy na użytkowanie systemu lokalizacji i odzyskiwania skradzionych pojazdów na okres od 5 do 10 lat.
— Jednak szefowie tych jednostek, powołując się na polecenie komendanta głównego policji, wzywają nas do demontażu urządzeń. A przecież testy wykazały pełną przydatność systemu — mówi Gadzinowski.
Reprezentujący firmę prof. Lech Falandysz stwierdził, że mediacje z KGP nie przyniosły skutku i jeżeli doszłoby do zerwania umów, firma wystąpi do sądu o odszkodowanie za poniesione straty, które wycenia na nie mniej niż 300 mln zł.
Zdaniem Lojacka policja nie może złamać zawartych umów, powołując się na konieczność przeprowadzenia przetargu, bo Urząd Zamówień Publicznych stwierdził, że jeżeli system wdrażany jest na rzecz policji bezpłatnie, to przetarg nie jest konieczny.
— Owszem, otrzymaliśmy sprzęt bezpłatnie, ale system nie działa bez nakładów finansowych ze strony policji, czyli skarbu państwa. My też zapytaliśmy UZP o to, czy w związku z tym nie musimy rozpisać przetargu, aby nie narazić się na oskarżenia o promowanie prywatnych firm - powiedział nadkom. Paweł Biedziak, rzecznik komendy głównej.
UZP nie udzielił jeszcze policji odpowiedzi. Od niej zależy, czy firma Lojack może dochodzić swych praw, czy też umowy podpisane przez komendy wojewódzkie miały wady prawne, przez co są nieważne.
Źródło: Życie Warszawy