Jeśli szef firmy kupuje reprezentacyjny wóz za 400 tyś. złotych, musi liczyć się z tym, że tak atrakcyjnym kąskiem mogą zainteresować się złodzieje. Dlatego coraz częściej w limuzynach, poza zwykłymi alarmami z funkcją antynapadową, montuje się wymyślne systemy lokalizacyjne.
Najdroższy model Jaguara Daimlera kosztuje ok. 444 tyś. zł, topowe BMW serii 7 to wydatek rzędu 448 tyś., podobnie Jaguar XKR. Cenę Mercedesa S-Klasse da się wywindować nawet do 548 tyś. zł (dane za monitorującą rynek samochodowy firmą Samar). To niebagatelne pieniądze, które w każdej chwili mogą odjechać wbrew naszej woli, mimo najwymyślniejszych zabezpieczeń. W wozach wyższej klasy standardem stają się już alarmy wyposażone w funkcję antynapadową (koszt od 1,5 do ponad 3 tyś. zł, w zależności od funkcji i producenta). To dodatkowe zabezpieczenie zwykle polega na tym, że każde otwarcie drzwi - albo tylko kierowcy, albo także którychś z pozostałych - aktywuje system. Jeśli kierowca nie wyłączy go - wciskając np. zmyślnie ukryty przycisk, albo za pomocą karty magnetycznej - po kilkuset metrach silnik zgaśnie, światła zaczną migać, a syrena - wyć. Mniej wytrwali złodzieje mogliby w takiej sytuacji porzucić samochód, fachowcy pewnie próbowaliby walczyć o łup. Dlatego też coraz częściej w nieznane nawet właścicielom zakamarki pojazdu montuje się systemy pozwalające na lokalizację wozu w sytuacji, gdyby nagle zniknął z garażu czy strzeżonego parkingu. Wykorzystuje się do tego albo satelity (GPS), albo pozycjonowanie radiowe.
Możliwe funkcje GPS są bardzo rozbudowane. System pozwala np. na śledzenie wozu i ogłoszenie alarmu, gdy kierowca zjedzie z wyznaczonej trasy (co ma znaczenie np. dla firm spedycyjnych), wyznaczanie położenia na mapie w samochodzie (nawigacja satelitarna) lub u operatora... Tego typu zabezpieczenie nie jest tanie - urządzenie kosztuje 3,5 tyś. zł netto, a miesięczny abonament -150 zł...
...Natomiast lokalizację wykorzystującą transmisję radiową z umieszczonego w samochodzie nadajnika, opracowanego przez Motorolę, promuje LoJack Polska. System działa w Polsce od września ubiegłego roku, zaś po raz pierwszy uruchomiono go w 1996 r. W amerykańskim stanie Massachu-setts. Dziś obejmuje 21 krajów, m.in. Wielką Brytanię, Czechy, Węgry, Grecję, Rosję, Słowację, Argentynę, Ekwador, Kolumbię, RPA itd. Piętnaście następnych państw otrzymało już licencję i przygotowuje się do jego wprowadzenia.
- W zabezpieczonym aucie w miejscu znanym wyłącznie monterowi zakłada się niewielki moduł, który w warunkach normalnej eksploatacji jest uśpiony - tłumaczy Wojciech Kalinowski, dyrektor marketingu firmy LoJack Polska. - Jego aktywacja następuje w chwili poinformowania naszej centrali o kradzieży. Wtedy dopiero zaczyna wysyłać zakodowane sygnały. Złodziej nic o tym nie wie. Wyłapuje je sieć nadajników naziemnych, urządzenia montowane bezpłatnie w policyjnych radiowozach, a także kilku samolotach i śmigłowcach współpracujących z LoJackiem aeroklubów. W razie potrzeby do akcji włączają się także załogi interwencyjne firmy. System jest cierpliwy - wcześniej czy później skradziony samochód wpadnie w oczka sieci. Ponieważ moduł ma niezależne zasilanie, nie można go wyłączyć odłączając akumulator. Według zapewnień Wojciecha Kalinowskiego, emitowany sygnał jest wychwytywany nawet wtedy, gdy limuzyna zostanie ukryta w kontenerze czy podziemnym garażu. Cała przyjemność kosztuje 1950 zł, miesięczny abonament - 79 brutto. Można także wykupić opcję roczną za 790 zł lub bezterminową za 2370 zł, ważną do chwili sprzedaży auta.
Na co się zdecydować? Wojciech Kalinowski jest maksymalistą, nielekceważącym propozycji konkurencji: - Najlepiej byłoby korzystać z wszystkich trzech. Na co dzień przyda się alarm z antynapadem i - na wszelki wypadek - GPS. Gdy złodzieje się zorientują, że w aucie jest zamontowany pozycjoner satelitarny, mogą znaleźć i zniszczyć antenę. Ale zanim to się stanie, właściciel będzie dokładnie wiedział, dokąd dojechał jego wóz. Wtedy do akcji wkracza LoJack, precyzyjnie naprowadzając na cel policję. Tyle że tak spokojny sen jest bardzo kosztowny.
Źródło: Businessman Magazine